Czwartego dnia nadeszła dla nas pora na delikatne poluzowanie. Nie oznaczało to jednak, że treningi były krótsze, spadła jedynie ich intensywność.
Zanim jednak rozpoczęliśmy trening właściwy, standardowo zebraliśmy się o 8:30 na rozruchu. Były ćwiczenia gibkościowe, stabilizacyjne, a także kolejny raz parę zadań do wykonania z użyciem taśm.
Po rozruchu z radością przyjęliśmy informację od trenera, że każdy ma wybrać się po śniadaniu na wycieczkę rowerową tempem regeneracyjnym. Tego nam było trzeba! Dobraliśmy się w niewielkie grupki i wyruszyliśmy na podbój lanzarockich szos i… kawiarni. ?
Igor, Maciek i Michał pozazdrościli naszym dziewczynom widoków dzień wcześniej, obrali więc kierunek na Mirador del Rio, Adam z Kamilem natomiast – wręcz przeciwny – udali się na południe wyspy i dotarli na sam jej koniec, aż do miejscowości Playa Blanca!
Dziewczyny zmęczone wczorajszymi wojażami postanowiły nie oddalać się zbytnio od kwater.
Nasz klubowy łasuch – Igor stwierdził, że musi spróbować pysznej zupy Ropa Vieja, tak zachwalanej przez Julkę z Basią, nie spoczął więc nim jego grupa nie odnalazła baru w Maguez. A jak już go znaleźli, to zasiedzieli się tam tak długo, że Michał załapał się nawet na gratisową porcję tarty bananowej! ?
Po drugiej stronie wyspy również nie obyło się bez przygód – Adam włożył tak dużo siły w podjazd z Playa Blanca do Femes, że aż zerwał łańcuch! Bóg jeden raczy wiedzieć co by się dalej stało z naszymi dzielnymi zawodnikami, gdyby nie fakt, że Adam przypadkiem miał przy sobie… skuwacz do łańcucha! ?
Na skutek dużego opóźnienia większości naszych grup w dotarciu do hotelu zaplanowana przez trenera zakładka zmieniła się w samo bieganie, na przygotowanie się do którego rekordowi spóźnialscy mieli… 10 minut, więc w sumie i tak wyszła zakładka. ?
Większość grupy wybrała się biegiem na plażę, by tam wykonać serię ćwiczeń ogólnorozwojowych, natomiast nasz fotograf Bartek wykazał się nie lada odwagą i hartem ducha, decydując się na przebiegnięcie dziesięciu kilometrów w trudnych, wietrznych warunkach u boku Michała!
Wszystkim udało się szczęśliwie wrócić do domu i, mimo że nie był to dzień obfitujący w ciężkie jednostki treningowe, to wszyscy odczuli trudy wynikające z ich długości, więc nawet wspólne wyjścia na kolację zakonczyło się zdecydowanie wcześniej niż zwykle, a my ochoczo udaliśmy się do łóżek na zasłużony wypoczynek.
Ludwik nie ukrywał, że nastepnego dnia będzie znacznie ciężej…